Kosmiczna Bulova, kosmicznie droga
Zegarki, które brały udział w misjach kosmicznych, cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem. Pierwsze takie modele założyli na swoje nadgarstki amerykańscy astronauci w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Od tamtej pory miłośnicy sztuki zegarmistrzostwa uważają, że posiadanie w swojej kolekcji zegarka, który był w kosmosie to prawdziwa perła. Niestety takich czasomierzy jest bardzo niewiele. A jeśli już jakiś trafia na aukcje, to jego cena osiąga zawrotną sumę, przez co mogą sobie na jego kupno pozwolić tylko najzamożniejsi kolekcjonerzy. Jeden z takich zegarków wyprodukowała firma Bulova.
W 1971 roku David Scott był jednym z kilku astronautów, którzy wzięli udział w misji kosmicznej Apollo 15. Celem ekspedycji było wylądowanie statku na księżycu oraz przeprowadzenie na jego powierzchni niezbędnych badań dla NASA. W początkowych fazach misji wszystko przebiegało zgodnie z planem. Astronauci byli wyposażeni w czasomierze „Speedmaster Professional” wyprodukowane przez szwajcarskie przedsiębiorstwo Omega. Prestiżowe czasomierze przeszły wszystkie testy przeprowadzone przez NASA, dzięki czemu Omega stała się oficjalnym partnerem NASA odpowiedzialnym za pomiar czasu astronautom. Okazało się, że zegarki dostarczone przez szwajcarów nie były tak niezawodne, jak początkowo przypuszczano. Czasomierz, który miał ułatwiać misję Davidowi Socttowi nagle zaczął ją utrudniać. „Speedmaster Professional” zawiódł. Różnica ciśnień panująca na statku i na powierzchni księżyca sprawiła, że kiedy astronauta opuścił statek, z zegarka wypadło szafirowe szkło chroniące jego tarczę. Niefortunne zdarzenie było z pewnością ujmą dla tak poważanej marki. Jednak władze Omegi postanowiły przekuć kryzys w sukces i pytane o czasomierz Davida Scotta przyznawały się do błędu, ale zawsze podkreślając, że zegarki pozostałych astronautów nie zawiodły. W kolejnych latach producent sukcesywnie wprowadzał do sprzedaży kolejne wersje „kosmicznego” modelu, który ostatecznie zdobył uznanie pasjonatów zegarmistrzostwa i zyskał sobie przydomek „Moonwatch”.
Nie zmienia to faktu, że David Scott pozostał w kosmosie bez niezbędnego wyposażenia. Na szczęście astronauta na wszelki wypadek zabrał ze sobą swój prywatny czasomierz, który wyprodukowała firma Bulova. Kiedy wrócił z uszkodzoną Omegą na pokład statku, zdjął ją ze swojego nadgarstka i założył Bulovę z nadzieją, że czasomierz dotrwa do końca misji i nie ulegnie uszkodzeniom. Był to model „Chronograph 88510/0”. Okazało się, że zegarek mniej prestiżowej manufaktury sprostał zadaniu. Kiedy misja dobiegła końca i astronauci powrócili na Ziemię, NASA podjęła niezbędne kroki, aby wyjaśnić incydent mający miejsce na księżycu. W tym celu większość zegarków, z których korzystali astronauci podczas tej i poprzednich misji wysłała do Smithsonian Institution. Niestety już podczas transportu model Buzza Aldrina zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Natomiast zegarek Neila Armstronga nawet nie został wysłany, ponieważ astronauta po zakończonej misji zostawił go na pokładzie statku. Jak w poprzednim przypadku tak i w tym czasomierz zaginął.
Bulova „Chronograph 88510/0” należąca do Davida Scotta wprawdzie nie zaginęła, ale przez ponad 40 lat była ukrywana przez astronautę. Z pewnością naciskała na to NASA, ponieważ była związana z Omegą umową i nie chciała zbyt często wypowiadać się o awaryjnym modelu „Speedmaster Professional”, żeby na szwajcarską markę nie spłynęła kolejna fala krytyki. Ponadto NASA nie chciała również w żaden sposób promować innej marki zegarków. David Scott nie miał wyjścia i zgadzał się z zatrudniającą go firmą, ponieważ został przez nią ukarany za próbę wykorzystania zdarzenia w celach promocyjnych. Ostatecznie za każdym razem, kiedy był pytany o zegarek przez dziennikarzy, przedstawiał inną wersję. Przez pewien czas utrzymywał nawet, że jego prywatny czasomierz był innej marki. Najczęściej stwierdzał, że wyprodukowała go firma Waltham.
Pod koniec 2015 roku wszelkie wątpliwości i spekulacje zostały rozwiane, dzięki czemu prawda w końcu wyszła na jaw. Okazało się, że prywatnym zegarkiem Davida Scotta była wspomniana wcześniej Bulova „Chronograph 88510/0”. Zegarek został wystawiony na sprzedaż przez mieszczący się w Bostonie dom aukcyjny RR Auction. Wszyscy interesanci mogli licytować czasomierz za pośrednictwem Internetu. Początkowo cena wywoławcza wynosiła skromne 50 tysięcy dolarów. Zaledwie po kilku minutach od rozpoczęcia aukcji znalazła się osoba, która zaoferowała za „kosmiczną” Bulovę pół miliona dolarów. W kolejnych fazach aukcji zainteresowanie zegarkiem sukcesywnie wzrastało. Ostatecznie Bulova „Chronograph 88510/0” została sprzedana za kwotę 1,3 miliona dolarów. Dodatkowo kupujący jest zobowiązany do zapłaty marży, którą pobiera dom aukcyjny. W tym przypadku wyniosła ona 325 tysięcy dolarów. Zatem czasomierz należący niegdyś do Davida Scotta trafił w ręce nowego właściciela za 1,625 miliona dolarów. Ze zdjęć wynika, że zegarek jest dosłownie w opłakany stanie. Jednak nie przeszkadza to anonimowemu nabywcy, który podobno lubuje się w rzadkich przedmiotach charakteryzujących się niepowtarzalną historią.
Portale internetowe rp.pl i space.com opublikowały informację, z której wynika, że cena, za którą czasomierz został wylicytowany, jest najwyższą w historii licytacji przedmiotów mających związek z astronautami i NASA. Dla porównania w 1993 roku za kwotę 1,652 500 dolarów Perot Foundation sprzedał kapsułę załogową Sojuz TM-10, która obecnie znajduje się w muzeum Smithsonian National Air and Space Museum mieszczącym się w Waszyngtonie.
Mimo upływu czasu pewne przedmioty ze względu na swoją historię pozostają nieśmiertelne i niezależnie od stanu, w jakim się znajdują, wciąż zyskują na wartości. Doskonałym przykładem może być „kosmiczna” Bulova. Cena, jaką osiągnął zegarek na aukcji, może skłaniać do refleksji polskich pasjonatów zegarmistrzostwa, którzy zaczynają się zastanawiać jaką wartość uzyskałby na aukcji czasomierz Unitra Warel, który na nadgarstku generała Mirosława Hermaszewskiego także poleciał w kosmos.